Miało być dziś o czymś innym, ale postanowiłam zmienić temat posta. Miało być o skarpetach, będzie o maratonie:)
Biegać zaczęłam kilka lat temu ale nie mogę powiedzieć, że była to miłość od pierwszego treningu, oj nie!Tak naprawdę biegać zaczęłam bo przestałam chodzić na siłownię, nigdy nie lubiłam ćwiczyć w domu(a teraz to Moja ulubiona forma poza joggingiem) a roweru jeszcze nie miałam.
Oczywiście początki były trudne, był to dla Mnie taki trochę przymus, bo jednak bieganie daje w kość.Zaczęłam od kilku kilometrów, dwóch może trzech, nawet nie wiem, poza iPodem z muzyką nie miałam nawet zegarka, bardziej liczył się dla Mnie czas niż odległość. Zabierając się do tego posta starałam się przypomnieć sobie kiedy od przymusu bieganie stało się dla Mnie ogromną przyjemnością ale zupełnie nie mogę odnaleźć tego w pamięci.
Na początku maja przebiegłam swój pierwszy maraton, ale był on prywatny i jednoosobowy, byłam jedynym startującym zawodnikiem:)Nie wystartowałam w żadnym organizowanym ponieważ wszystkie one były za daleko od Mojego miejsca zamieszkania, dlatego też postanowiłam zorganizować swój własny. Moje przygotowania trwały rok i pewnie jako jednak biegacz pasjonat, nie żaden zawodowiec ,zawierały błędy to jednak mi sie udało i jestem z siebie bardzo dumna. Oczywiście ostatni tydzień to były lekkie treningi, dużo ładowania i zbieranie sił a dzień przed ogromne nerwy. Nie wiem dlaczego, nie spodziewałam się że wzbudzi to we Mnie tyle emocji, tym bardziej że konkurencji nie miałam, jednak w piątek przez cały dzień nie mogłam się na niczym skoncentrować a w Mojej głowie były myśli dotyczące wyłącznie maratonu. Zestresowały Mnie one do tego stopnia że sobotni poranek spędziłam w toalecie i bałam się że będę musiała zrezygnować z biegu bo rewolucje były ostre!Ale ostatecznie żołądek się uspokoił i wystartowałam.
Jeżeli miałabym opisać sam bieg to naprawdę będą to bardzo miłe wspomnienia. Naczytałam się o ścianach, niemożności pokonania zmęczenia i rezygnacji pod sam koniec biegu a tymczasem mi biegło sie naprawdę dobrze!Oczywiście byłam zmęczona ale wyobrażałam to sobie o wiele gorzej. Być może wynika to z faktu, że wcześniej biegałam już dystanse do 35km więc było to tylko 7km więcej.
Byłam też przygotowana że po przekroczeniu mety padnę i nie będę mogła się podnieść a tu kolejne zaskoczenie, byłam jeszcze całkiem rześka i do końca dnia funkcjonowałam normalnie. Oczywiście bolały Mnie nogi ale to następnęgo dnia zakwasy były na tyle duże, że miałam małe problemy z poruszaniem się i zwrotnością.
Od tego momentu zrobiłam sobie trzytygodniową przerwę od biegania ale już nie mogę się doczekać, kiedy w najbliższą sobotę znowu założę buty, słuchawki i pobiegnę w siną dal.Na pewno nie będzie to 42km, ale z pewnością przynajmniej 25km. Czasem wyhodząc z domu na pytanie Mojego Partnera za ile wrócę odpowiadam : na pewno nie dłużej niż dwie godziny, po czym nie mogę się powstrzymać żeby dobić do 30. więc wracam po 3. Ale bieganie to nałóg, ciągle chcę więcej, szybciej i lepiej.
Teraz kiedy myślę o tych Moich biegowych początkach to zupełnie nie rozumiem, jak mogłam tego nie lubić bo teraz to kocham!
A Mój prywatny maraton ukończyłam z czasem 3h54m16s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz